Jestem kwiatem lotosu na tafli jeziora

Wojna-Lotosowa-1-Tancerze-Burzy_Jay-KristoffJay Kristoff „Tancerze Burzy”, czyli jako rzecze opis na okładce – japoński steampunk. Idąc dalej tym tokiem rozumowania, jako rzecze opis na okładce – coś co powinno mi przypaść do gustu. Wszak kultura japońska, nie tylko ta, którą serwują nam wszelkiej maści mangi i anime, ale i ta bardziej nazwijmy to historyczna, ma swój urok, bardzo specyficzny, wysmakowany, orientalny urok. A do tego steampunk. Gatunek, który bardziej kojarzy mi się z wiktoriańską Anglią, damami w gorsetach (w końcu ile subtelnych mechanizmów można ukryć w takim gorsecie!), okrytym mgłą i siąpiącym deszczem Londynem wieczorową porą. Ewentualnie z doktorem Emmettem Brownem i jego wehikułem czasu na miarę dzikiego zachodu. Jedno z drugim niewiele ma wspólnego, a co za tym idzie, potwornie zaciekawiło mnie jak można je połączyć.

Jak się przekonałam w praktyce, nie jest to sztuka specjalnie trudna. A wszystko dlatego, że steampunku w całym tytule jest tyle co kot napłakał. Szkoda, strasznie szkoda, bo już od pewnego czasu nie mogę znaleźć nic z takich klimatów, co mogłoby mnie jeszcze porwać i nie wypuszczać aż do ostatniej kartki. Z drugiej strony.. samej Japonii też miałam lekki niedosyt. Nie tyle tej feudalnej, co tej mityczno-legendarnej. Tej, po której terenach kroczą zarówno bogowie, jak i demony, w której czuje się te wszystkie duchy.

Szczerze mówiąc pierwsza część, tak powiedzmy między 1/3 a połową całej książki, trochę mnie męczyła. Czuć było, że historia chciałaby się rozkręcić, ale czegoś jej wciąż braknie. A może to było moje zderzenie z niedoborami głośno zapowiadanego na okładce steampunku? W każdym razie przebrnięcie przez początkowe rozdziały nie do końca zalicza się do zajęć przyjemnych. Później, w miarę jak ospała fabuła nabierała tempa było już zdecydowanie lepiej. Najprzyjemniejszy jak dla mnie fragment to chyba opis walki „powietrzno-desantowej” z demonami oni. Szkoda, że „tyle ich widzieli”, że istoty nie-z-tamtego-świata nie doczekały się nieco dłuższej roli.

„Tancerze Burzy” stanowią pierwszy tom trylogii, na chwilę obecną jedyny dostępny w Polsce. Z tego, co przemknęło mi gdzieś przed oczami drugi tom został wydany we wrześniu, ale póki co tradycyjnie… nie u nas. Za to jak głoszą mniej lub bardziej profesjonalne recenzje ma być mroczniejszy etc. Dlatego mimo, że pierwsza część miała w moim odczuciu pewne niedociągnięcia, mimo że mnie nieco oszukała tym swoim przereklamowanym steampunkiem, jeśli tylko kolejne tomy pojawią się w Polsce, mimo wszystko chętnie po nie sięgnę. Chociażby dla tej nuty dalekiego wschodu. A może zanim to nastąpi poszukam jeszcze w innych tytułach swojego własnego skrawka Japonii…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *