Jest to prosta, dynamiczna gra karciana dająca sporo frajdy, czy to grając z rodziną w domu, czy ze znajomymi. Na uznanie zasługują grafiki, które mimo że nie są bardzo zróżnicowane przykuwają uwagę. Z niewielkiego, lecz porządnie wykonanego pudełka patrzą na nas trzy czaszki stylizowane na angielskich arystokratów. W środku pudełka znajdziemy talię 90 kart z tymi samym motywami czaszek i instrukcję. I to tyle, bo więcej nie potrzeba do tej gry. Czytaj dalej
Miesięczne archiwum: luty 2014
Enclave: Zakon Krańca Świata
Świat po Apokalipsie, a dokładniej po każdej możliwej jej odsłonie. Ludzkość zepchnięta na margines, żyjąca z dnia na dzień, marząca o lepszym świecie. Świecie, do którego trafili tylko wybrani. Jednak jest możliwość zdobycia choć odrobiny potęgi, dzięki ludziom mogącym dokonywać skoków do innego wymiaru, gdzie udali się fałszywi prorocy. Pozyskiwacze wykradają technologię, dzięki której na ziemi żyje się choć odrobinę lepiej, a oni sami mogą zarobić. Enclave: Zakon Krańca Świata pozwoli nam zostać pozyskiwaczem i zmierzyć się z niebezpieczeństwami w drodze po upragniony pryz. Jest ona ciekawą pozycją zarówno dla fanów książek Kossakowskiej, jak i osób szukających po prostu ciekawej gry. Fani książek odczują klimat Zakonu dzięki grafikom Macieja „ACIDONE” Kozika. Czytaj dalej
Rodzinnie i z dreszczykiem
Tym razem dla odmiany mały powrót na rodzime łono fantastyki. Swojsko, po naszemu, z odpowiednią dawką humoru, czyli kilka nieprzypadkowych spotkań z książkami Andrzeja Pilipiuka.
Jakby nie patrzeć, z cyklem „Kuzynki” pierwszy raz zetknęłam się dwa lata temu i to niejako „od d.. strony”, czyli zaczynając od finałowego, trzeciego tomu. Potem przyszła chęć na nadrobienie braków, a potem hmm. A potem w zasadzie nie wiem, przychodziły momenty lepsze i gorsze jeśli chodzi o czytanie. Takie, kiedy chętnie spędzałam wieczór z książką i takie kiedy zasypiałam padnięta po przeczytaniu jednej strony, po czym odkładałam czytanie nawet na kilka tygodni. A „Kuzynki” potulnie czekały na swoją kolej wśród innych tytułów. Czytaj dalej
Jestem kwiatem lotosu na tafli jeziora
Jay Kristoff „Tancerze Burzy”, czyli jako rzecze opis na okładce – japoński steampunk. Idąc dalej tym tokiem rozumowania, jako rzecze opis na okładce – coś co powinno mi przypaść do gustu. Wszak kultura japońska, nie tylko ta, którą serwują nam wszelkiej maści mangi i anime, ale i ta bardziej nazwijmy to historyczna, ma swój urok, bardzo specyficzny, wysmakowany, orientalny urok. A do tego steampunk. Gatunek, który bardziej kojarzy mi się z wiktoriańską Anglią, damami w gorsetach (w końcu ile subtelnych mechanizmów można ukryć w takim gorsecie!), okrytym mgłą i siąpiącym deszczem Londynem wieczorową porą. Ewentualnie z doktorem Emmettem Brownem i jego wehikułem czasu na miarę dzikiego zachodu. Jedno z drugim niewiele ma wspólnego, a co za tym idzie, potwornie zaciekawiło mnie jak można je połączyć. Czytaj dalej