Aż strach się bać..

anima-vilis„Otworzył oczy w momencie, gdy promień księżyca oświetlił twarz jego kochanki – zamiast znajomych, jasnych oczu ujrzał przepastne, czarne jak smoła i martwe oczodoły. Szarpał się i wyrywał z całych sił, lecz trup trzymał go w stalowych okowach.”

„Anima Vilis” Krzysztofa T. Dąbrowskiego czyli jak głosi opis na okładce – zbiór oryginalnych opowiadań grozy. Dla mnie miała to być wycieczka w rzadziej odwiedzany przeze mnie klimat bliższy horrorowi, niż „klasycznej” fantastyce. Niestety już na wstępie muszę przyznać, że przynajmniej pod jednym względem czuję się nieco zawiedziona. Chyba spodziewałam się nieco większej dawki tej grozy, może jakichś małych dreszczy na plecach, gęsiej skórki i chociaż lekkiego niepokoju wywołanego niepewnością czy za chwilę nie wydarzy się coś strasznego…

Zabrakło mi tego, przez co opowiadania wydały mi się nieco blade. Z całej siódemki, bo tyle ich łącznie jest, dwa („A teraz bawcie się i świętujcie!” i „Uprowadzenie”) w zasadzie nawet nie zapadły mi jakoś bardziej w pamięć. Ot, przeczytane i tyle. Trzy kolejne (tytułowe „Anima Vilis”, „Przeznaczenie znajdzie drogę” i „Losu dopełnienie”) łączą się niejako ze sobą, co zresztą podkreśla we wstępie sam autor. W sumie to nawet trzy i pół opowiadania łączy się ze sobą, wszak to czwarte („Biwak”) niby kręci się ze swoją fabułą wokół całkiem innych postaci, ale na swój sposób nawiązuje do historii zawartej w pozostałych. Ostatnim, które chyba najbardziej odstaje klimatycznie jest „Georgie”.

Chyba największą sympatię, o ile o czymś, co powinno chociaż w małym stopniu straszyć można tak powiedzieć, wywołał we mnie właśnie „Georgie”, czyli historia zombie z Dzikiego Zachodu. Zwłaszcza, że na etapie kiedy dobrnęłam do tego opowiadania spasowałam już w kwestii szukania dreszczyku lęku. Zamiast tego nastawiłam się na znalezienie w opowiadaniach Krzysztofa Dąbrowskiego czegokolwiek innego, co może mi się spodobać. No i wyszło. Spotkanie zbłąkanego cwaniaczka z niezbyt rozmownym zombiakiem rozbawiło mnie, szczególnie opowiedziane myślami tego drugiego, tytułowego Georgie’go. Tak zwyczajnie, po prostu rozbawiło, chociaż humor zdecydowanie był w tym przypadku czarny.

Niestety, jako minus mogę jeszcze jedną kwestię zapisać. Rozczarowało mnie kończące cały zbiór opowiadanie – „Losu dopełnienie”. Tak, jedno z tych łączących się ze sobą. Trochę za dużo w nim przeskakiwania między kilkoma wątkami, o ile w pełnowymiarowych książkach nie przeszkadza mi to, o tyle w opowiadaniu trochę mnie zamęczyło zanim wszystkie wątki zbiegły się ze sobą i stały się nieco bardziej spójne, no i zanim jeden z nich przeszedł od bycia fragmentem wyjętym z powieści  erotycznej do właściwej tematyki. Szkoda tylko, że finał (i motyw przewodni) okazał się być tak strasznie podobny do „Anima Vilis”. Nie chciałabym przytaczać tu bardziej szczegółowo fabuły obu opowiadań więc może nie będę wytykać dokładnych podobieństw, sami je z łatwością znajdziecie.

Na zakończenie nie pozostaje już nic innego, jak tylko podsumować całokształt. Bardzo nie lubię mówić źle o książkach, czy też odradzać ich przeczytanie komukolwiek. Zwłaszcza, że ile osób tyle gustów i to, co do mnie nie przemówiło, dla kogoś innego może się okazać świetne. Posługując się szkolną skalą myślę, że wybrałabym ocenę 3+, a żeby nie czuć się źle z nią mogłabym podciągnąć to do „cztery na szynach”..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *