Loki powraca w wielkim stylu. Opowiadania dołączone do gry opartej na uniwersum Jakuba Ćwieka przywracają wiarę w boga kłamstw zwłaszcza po dość słabym zakończeniu ostatniego tomu. Tu jednak nie mamy do czynienia z kontynuacją, a przygodami pomiędzy poprzednimi tomami. O czym świadczyć może również opatrzenie tomiku numerem 2,5.
– Co tu się stało? – zapytał Loki, stając w progu piwnicy. Siedzący na przewróconej ambonce Gabriel nawet na niego nie spojrzał. Wzruszył tylko ramionami. – Michał dał się ponieść emocjom. Loki zszedł powoli po śliskich od krwi stopniach i podniósł dłoń leżącą w kałuży wosku. Przytaknął z uznaniem. – I on to wszystko sam? Z emocji? Nie ma co, wrażliwy typ…
W tomiku znajdziemy trzy opowiadania, z czego dwa krótsze luźne, pokazujące jak to sobie nasz cyngiel nieba radzi, aby związać koniec z końcem. Bo praca dla nieba to praca ciężka niebezpieczna i strasznie słabo płatna do tego wiecznie trzeba się użerać z Michałem, więc czemu tu czasem nie dorobić kilku piór na boku. Dłuższe opowiadanie, cóż pokazuje to, co lubimy najbardziej, czyli to jaki Loki jest naprawdę i jak potrafi wybrnąć nawet kiedy w środku Tokio pojawia się starożytny Robomech Zeus i cyber-ninja. Widać niektórzy bogowie są bardziej nowocześni niż ktoś mógłby przypuszczać, ale czy odrobina technologi i doskonały plan może pokonać boga kłamstwa sprawdźcie sami. Jak dla mnie jest to powrót do porządnych czasów i tomik utrzymuje się na poziomie dwóch pierwszych tomów o Kłamcy. Sugerując się numerem na okładce powinniśmy czasowo umieścić tomik pomiędzy 2 i 3 tomem, a więc zaraz przed tendencją spadkową serii. I naprawdę Kłamca 2,5 jest miłym dodatkiem i uzupełnieniem gry, do której go dokładają.